PERFEKCJONIZM - CZYLI JAKA JESTEM DLA SIEBIE?

Możemy mieć w stosunku do siebie dużo oczekiwań albo nie mieć ich wcale. Możemy mieć realistyczne cele lub perfekcjonistyczne plany, które nie dają nam odpocząć. Być może stawiasz sobie cel po długiej rozmowie ze samym sobą lub podnosisz poprzeczkę obserwując innych albo porównując aktualnego siebie do kulturowych ideałów (np. sylwetkę, status społeczny). Być może czujesz, że oczekujesz od siebie zbyt mało lub czasem własne oczekiwania przytłaczają cię tak, że nie możesz ruszyć z miejsca?


To jakie jest źródło tego czego od siebie oczekujemy (wewnętrzna-zewnętrzna motywacja), z jaką intensywnością tego od siebie wymagamy (inspirowanie-karanie), w jaki sposób sprawdzamy czy zbliżamy się do tego czegoś (wyrozumiałość-kontrola) i wreszcie jak rozpoznajemy czy już dobiegliśmy na metę (wystarczająco-perfekcjonistycznie) może dużo powiedzieć nam o tym kim jesteśmy dla samych siebie. W temacie celów i oczekiwań to właśnie ta ukryta w tle informacja o naszej jakości relacji z samym sobą może okazać się najcenniejsza.



Wewnętrzna - zewnętrzna motywacja


Do podejmowania działania motywują nas najróżniejsze impulsy. Nie sposób rozsupłać całej plątaniny sieci naszych motywacji jednak z całą pewnością możemy upewnić się czy dane oczekiwanie pochodzi bardziej z naszego wnętrza czy też spoza nas. Oczywiście codziennie jesteśmy zalewani zewnętrznymi oczekiwaniami społecznymi, relacyjnymi, rodzinnymi a wiele z nich staje się naszymi własnymi oczekiwaniami ale nie o tym tu mowa. Nasza motywacja do podejmowania działania (np. wyznaczania sobie celu noworocznego) może mieć wewnętrzne źródło, które pochodzi z czasu jaki spędziliśmy ucząc się siebie i słuchając podszeptów naszego wewnętrznego dialogu. Co to było co powiedziałam, zanim ktoś powiedział, że tak nie można albo być może nie warto?


Czasem z tego wewnętrznego nasłuchiwania może również pochodzić głęboka cisza - może to nie czas żeby wyruszać w nową podróż po złote runo, to nie czas żeby zmieniać siebie. Kiedy w kontakcie ze sobą nic słyszymy być może nie jest to czas podejmowania w stosunku do siebie zobowiązań.


Jednak jeżeli pozwolimy sobie odpowiednio długo słuchać podszeptów naszego wnętrza to wkrótce pojawi się odpowiedź - czego tak naprawdę dla siebie pragniemy? Co to jest co lubię, co przynosi mi przyjemność a zarazem jest dla mnie zdrowe. Jak lubię dekorować swój dom lub zostawiać go w bałaganie? Jakie jedzenie lubię dla siebie przygotowywać a może po prostu uwielbiam jeść na mieście? Czy w życiu rodzinnym naprawdę nie ma na nic czasu? Czy to może jest tak, że codziennie jest trochę inaczej i wiem, że nie mogę dzisiaj oczekiwać od siebie tego co wczoraj wydawało się tak istotne? Czy mogę na jakiś czas zaryzykować i radykalnie albo tylko po trochu upewnić się, że to czego chcę dla siebie pochodzi ze mnie?



Inspirowanie - karanie


To bodajże najtrudniejszy z wymiarów bycia ze sobą. Większość z nas wychowała się w domach i szkołach gdzie między słowami istniał system kara - nagroda. Robimy coś zgodnego z oczekiwaniami świata i dostajemy nagrodę, robimy coś przeciwnego i spotyka nas przykrość. Z czasem ten system staje się częścią naszego wewnętrznego kompasu. Jesteśmy dla siebie mili kiedy udobruchamy naszego wewnętrznego “sprawdzacza” i karzący kiedy coś przeskrobiemy. Czasem “sprawdzacz” jest tak przeczulony, że przybiera formę “Ostatecznego Krytyka”, który na najmniejszą pomyłkę lub spontaniczne uniesie reaguje lawiną krytyki. Czasem do tego stopnia, że w wewnętrznym dialogu poniżamy siebie (“Ty taki i taki, jak mogłeś powiedzieć, że…) lub nawet autoagresywnie wymierzamy sobie fizyczną karę za jakieś nie do końca uchwytne i starożytne poczucie winy.


Gdzieś na uboczach tego systemu każdy z nas zachował przynajmniej mikroskopijny fragment inspiracji do działania. Odzywa się on czasem gdy jesteśmy zrelaksowani a na horyzoncie nie czekają kolejne zadania do wykonania. To miejsce, w które zapuszczamy się rzadko. To stąd pochodzą zaskakujące rozwiązania dla nierozwiązywalnych problemów, to tu w końcu wylewają się powstrzymywane emocje i myślą się nowe myśli. W tym miejscu można w końcu zaczerpnąć powietrza i kreatywnie pomyśleć bez potrzeby nawigowania przez system kar i nagród. Tutaj możemy pomyśleć coś co nas zainspiruje do działania.


Wyrozumiałość - kontrola


Powiedzmy, że założyliśmy sobie że będziemy trzy razy w tygodniu wstawać rano i ćwiczyć jogę. Pierwszego tygodnia idzie nam całkiem nieźle. Nastawiamy budzik i trochę zaspani Wygramolamy się z łóżka, za namową popularnego guru bierzemy zimny prysznic i robimy 20 powitań słońca. Czujemy się rześko, energicznie i przez jakiś czas myślimy - udało się, jak tylko utrzymam ten rytm to będę rześki i energiczny. Drugi tydzień też idzie nam całkiem dobrze. Jest nadzieja, że gdzieś tam jest jakiś inny, nowy ja, który po tygodniach jogi w końcu stanie się tym kimś. Być może tam gdzieś jestem ja, który zawsze wstaje rano i zawsze jest rześki i energiczny a przynajmniej sprawny i zbalansowany. W trzecim tygodniu jak na przekór, jakby tam gdzieś zawsze musiała czekać na nas porażka: chore dziecko, chory pies, dodatkowy projekt w pracy, zmiana planu pracy, zamknięte przedszkole, chory mąż. Wypadł jeden poranek jogowania. Może jeszcze nie wszystko stracone, może jeszcze uda się przekupić krnąbrny los i wrócić na ścieżkę zwycięstwa?


Niezależnie od tego jak dalej potoczyłaby się ta historia są w niej dwa morały. Pierwszy to morał o tym, co jest dla mnie ważniejsze - ja czy moje oczekiwanie w stosunku do siebie. A jeżeli nie umiem odróżnić dobra siebie od dobra swoich oczekiwań to jak do tego doszło i jak mogę przywrócić właściwy balans? Morał drugi jest o tym, że często w czasie jaki mamy dla siebie po pracy szukamy swobody. Czy na pewno warto zamieniać ten czas na sprawowanie nad sobą kontroli jakości i osiągnięć?


Wystarczająco - perfekcjonistycznie


Odpuszczenie kontrolowania siebie prowadzi nas w stronę nieco może już wyświechtanego ale nadal bardzo ważnego sformułowania jakim jest “wystarczająco dobrze”. Pół żartem, pół serio - zanim to genialne sformułowanie zostało ukute przez równie genialnego psychoterapeutę Donalda Winnicotta to nie mieliśmy właściwie czym się bronić przed zalewającym nas zewsząd perfekcjonizmem - perfekcyjne sylwetki, kariery, pary, perfekcyjna pani domu, perfekcyjna mama, perfekcyjna cera. Na szczęście dzisiaj można zrobić coś wystarczająco dobrze i można też być wystarczająco dobrym człowiekiem. W tej definicji mieści się też cała gama nieuchronnych porażek, zawodów, niedotrzymanych zobowiązań noworocznych i niezrobionej porannej jogi. Być dla siebie wystarczająco dobrym to oczekiwać od siebie tego, co nas inspiruje do działania lub nie oczekiwać od siebie niczego a szczególnie tego czego oczekuje od nas kultura, praca, rodzina bez wcześniejszego sprawdzenia ze sobą czy w moim wnętrzu jest na to miejsce i zgoda. To także być dla siebie tak, że nawet jak o tym wszystkim zapomnę, zawiodę siebie, nie usłyszę swojego wnętrza, skrzywdzę siebie lub będę głuchy na podszepty intuicji, będę mógł być dla siebie wyrozumiały.



Piotr Szmyt

Psychoterapeuta w Roots Psychoterapia & Edukacja